Daaaawno mnie tu nie było. Co więcej i gorzej - nie było mnie tu bo nie ćwiczyłam. Lipiec i początek sierpnia okazały się zwodniczymi miesiącami - wcześniej musiałam się Wam tłumaczyć z wyjazdu do rodziców, który wybił mnie nieco z rytmu a teraz (20 lipca) wyruszyłam do rodziców TŻ na żniwa i wróciłam w ten wtorek (6 sierpnia). Naliczyłam aż 21 dni bez zestawów ćwiczeń, choć muszę powiedzieć (nie broniąc się oczywiście), że ten czas spędziłam dość aktywnie i w dużej mierze na świeżym powietrzu. Nie to, żebym operowała kombajnem czy innym tego typu transformersem, ale wokół gospodarstwa jest całkiem sporo zajęcia :) Pomijając pomoc w kuchni i opiece nad 11-miesięczną Tośką to odnajdowałam się w zajęciach na zewnątrz. Pielenie chwastów, zrywanie ogórków, jabłek, karmienie "kłólików" - to rzeczy o których w przeszłości pewnie rzadko myślałam w charakterze przyjemności :) A teraz, po powrocie w wąskie ściany blokowiska czuję, że ta przestrzeń, ten ogródek i warzywniak to całkiem fajna sprawa - szczególnie w taką pogodę. Może wcale nie jest mi pisane być wielką panią z miasta a .... wielką panią ze wsi? :D Jako przykład mojej aktualnej "kondycji" mogę przytoczyć fakt, że kupiłam ostatnio pierwszego w swoim życiu "Działkowca" xD I omawiałam go z moją teściową in spe.
No dobra, żeby być całkowicie szczerym to przez dwa dni musiałam prowadzić traktor w trakcie zbierania słomy z pola ;] Mówię o tym jak o karze, bo nie lubię jeździć czymkolwiek gdziekolwiek a pojazdów mechanicznych wystrzegam się jak mogę, nawet jako pasażer. No ale mus to mus, zabrakło ludzi, ktoś prowadzić musiał - posadzili, wytłumaczyli i ... pojechałam xD chłopacy musieli się oczywiście nieco pośmiać ale i tak nie było najgorzej :) Może od tego zacznie się moje przełamywanie? Muszę, muszę, muszę nauczyć się jeździć - ale co z tego kiedy STRACH ma wielkie oczy? Ale do pracy potrzebuję czterech kółek i ostatnia rozmowa dobitnie mnie o tym przekonuje - facet wstrzymuje się z decyzja bo moim minusem jest właśnie brak czynnego prawa jazdy :(
Postanowienie z alkoholem oczywiście mi nie wyszło - dlatego nowa data startowa ustaliła się na 6 sierpnia. Jestem jednak słabego ducha i daję się łamać ludziom (no i samej sobie );/
Dzisiaj zaczęłam od skalpela, po takiej przerwie nawet on nie był jakiś specjalnie łatwy, ale nie jest też przesadnie źle. Parę dni, może intensywniejszego treningu, i będę w formie sprzed dwóch tygodni. Przyznam się też, ze dotychczasowe upały nie wpływały na mnie dobrze, więc i wymówkę od treningów miałam jak się patrzy. Teraz, gdy temperatura spadła o 10 stopni (łał, mamy nadal 25 w cieniu xD), da się to jakoś wytrzymać.
Poniżej rozliczam się z lipca.
Podsumowując:
- 17 dni wolnych - toż to ponad połowa miesiąca! Hańba i wstyd. Wliczam w nie okres żniw, bo choć pracowałam fizycznie, to jednak tez popuściłam sobie z jedzeniem. Żyjąc na czyjejś lodówce trudno jest przestrzegać jakichkolwiek zasad, zwłaszcza że samo wyróżnianie sposobem żywienia stawia człowieka na celowniku ;]
- 4 x Mel B
- 2 x Jillian Michaels - to był mój eksperyment, ale bardzo fajny, niektóre z jej ćwiczeń nie pojawiają się ani u Ewy, ani u Mel B, dlatego muszę je przeplatać w jakimś sensownym układzie.
- 5 x skalpel
- rower 17 km
- spacer 11 km
O wymiarach będę informować później ;] A na razie - trzymać za mnie kciuki, żebym się wzięła do roboty! :)